Pages

Tuesday 27 May 2014

Z dziennika grubasa vol.2 - o szczurach i trenerach

No comments:
 

Czyli o tym, dlaczego nie zdecydowałam się skorzystać z usług takowego. I trochę o chińskich siłowniach ogólnie.

Od jakichś dwóch miesięcy jestem szczęśliwą posiadaczką karty członkowskiej lokalnej siłowni. Nie jest to bynajmniej moje pierwsze podejście do chińskich przybytków kultury fizycznej. Jakiś czas temu, kiedy pracowałam w centrum Szanghaju, chodziłam do lanserskiej siłowni blisko biura. Zrezygnowałam z niej, kiedy na zajęciach jogi z podwieszanego sufitu wypadł szczur. Szczur uciekł gdzieś w kąt sali za nieużywane maty, a instruktorka kontynuowała zajęcia. Z natury jestem opanowaną osobą, ale wtedy puściły mi nerwy i tyle mnie widzieli.

Upłynęło trochę czasu, w międzyczasie wypadły nam wakacje, czyli 2 miesiące serów, wina i wszelkich pyszności, które jadłam na zapas. Przysięgam, że przez cały ten czas nie poczułam głodu ani raz. Nieustanna biesiada. Pod koniec urlopu nie dopięłam się w ulubione szorty. Dlatego po powrocie skierowałam się prosto do najbliższej siłowni, tym razem padło na popularną w Szanghaju sieciówkę Will's (35 placówek w mieście).

Sam proces nabywania członkostwa bywa drogą przez mękę. Zawsze należy wziąć ze sobą znajomego (a najlepiej całą bandę znajomych) chodzącego do siłowni, którą chcemy wybrać. Wtedy następuje proces negocjacji ceny. Siłownie nie publikują swoich cenników. Konsultanci będą próbowali orżnąć Cię niczym przekupki na targu z fejkami. Negocjować trzeba ostro, działa powoływanie się na oferty z konkurencyjnych siłowni. Okres ważności karty członkowskiej to od 3 miesięcy do 5 lat. Nie znam osobiście nikogo, kto porwałby się na opcję 5 letnią, ale podobno do odważnych świat należy i wtedy oczywiście wychodzi najtaniej w przeliczeniu na miesiąc.

Później można spotkać się z trenerem personalnym na ocenę tego i owego. Ważenie, mierzenie, pomiary masy mięśniowej i poziomu tkanki tłuszczowej. Pani trenerka poddała mnie procedurze, obejrzała kwitki wyplute przez maszynę, pokiwała głową i wypaliła:

Jesteś zdecydowanie za gruba na bieganie.

Powiem szczerze, zamurowało mnie jak nigdy. Do nadwagi jeszcze sporo mi brakuje, moje kości i stawy są w porządku, sporo chodzę itd. A kobieta podsumowała mnie tak. Uprzejmie dodała, że JEDYNĄ opcją naprawienia tego stanu rzeczy będą sesje z nią jako moim personalnym trenerem. Taka przyjemność kosztowałaby mnie równowartość ceny całego członkostwa. Za godzinę. Serdecznie jej podziękowałam i postanowiłam skonsultować to z kolegą, który korzystał z usług trenera w tej siłowni. Jak się później okazało, wiedziałam co robię.

Przechodzenie przez formalności siłowni i klubów fitness to tak naprawdę mikrokosmos odzwierciedlający dokładnie proces załatwiania w Chinach czegokolwiek. Trzeba twardo negocjować, konsultować wszystko z bardziej doświadczonymi osobami i zawsze patrzeć drugiej stronie na ręce. Nieważne czy chodzi o zakupy, rozmowę o pracę, czy zapisywanie się na siłownię.

O kulturze korzystania z siłowni oraz o tym, jak Chińczycy zabierają się do pływania będzie osobny wpis, bo anegdot jest co nie miara. O szczurze już opowiedziałam, ale zwierzątka to czubek góry lodowej.

Zatem do następnego razu.

Tytułowe zdjęcie pochodzi z http://listings.thatsmags.com/shanghai/venue/9873






No comments:

Post a Comment

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff